Jakoś w zeszłym roku Xiaomi złożyło wniosek patentowy w WIPO prezentujący smartfon wyposażony w panel fotowoltaiczny na jego pleckach. Nie od dziś jednak wiadomo, że producenci elektroniki patentują wszystko jak leci tylko dlatego, że jakiś pomysł, nawet najbardziej niedorzeczny może się kiedyś przydać. Wiecie, tak na wszelki wypadek. W przypadku tego patentu sprawa ma się zgoła inaczej. Smartfon, który można naładować na słońcu to naprawdę ciekawy pomysł szczególnie dla osób, które sporo podróżują.

Trudne początki rewolucji
Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy ktoś wpadł na ten pomysł. Już w 2009 roku LG zaprezentowało światu model GD510 (Pop). Z założenia GD510 miał być tanim telefonem dla mas jednak miał coś czego konkurencja mogła tylko pozazdrościć. Na tyle umieszczono panel słoneczny, który według zapewnień producenta miał zapewnić 2 minuty rozmowy po 15 minutach ładowania. Niestety rozwiązanie to nie przyjęło się na rynku pozostając tylko ciekawostką i ewenementem na skalę światową.
Więcej o smartfonie LG możecie przeczytać TUTAJ.
Podobne koncepcje przewijały się jeszcze kilka razy zazwyczaj kończąc w zamknięte gdzieś głęboko w szufladzie. Ostatnim przebłyskiem jaki znam był Iphone X Tesla – czyli luksusowy wariant Iphone-a X przygotowany przez rosyjskiego producenta luksusowych edycji smartfonów, firmę Caviar.
Czy takie rozwiązanie ma sens?
Moim zdaniem TAK. Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem.
Spoglądając na rynek smartfonów łatwo można dojść do wniosku, że producenci smartfonów nie bardzo mają pomysł jak sensownie wyróżnić się na tle konkurencji. Wyścig na lepsze aparaty, większe ekrany i mocniejsze podzespoły powoli traci sens, bo zaczynamy przekraczać granicę absurdu, gdzie telefon przestaje być telefonem.
Weźmy pod uwagę kilka cech obecnych smartfonów:
- Gabaryty smartfonów ciągle rosną wiec mają sporo miejsca na montaż sensownych rozmiarów panel fotowoltaiczny.
- Większość telefonów ma szklane plecki. Skoro już muszą pakować szkło na tył nie widzę problemu zatopić w nim/pod nim panel słoneczny.
- Mimo, iż postęp jaki dokonał się w dziedzinie elektroniki użytkowej w ciągu ostatnich 10 lat jest ogromny to niestety baterie nadal są tak samo mało pojemne i żywotne jak dawniej i nic nie wskazuje by coś w tej kwestii miało się zmienić. Przyznajcie się, kto z was chciałby mieć telefon, którego nie trzeba ładować każdego wieczoru?
- Wyróżnik na tle mas. Bądźmy szczerzy. Większość obecnie dostępnych urządzeń jest do siebie bardzo podobna zarówno pod względem wyglądu jak i możliwości. Wbudowany panel fotowoltaiczny to zdecydowanie coś „świeżego”.
Warto też wspomnieć o modzie na bycie EKO. Tak, ostatnimi czasy świat oszalał na punkcie ekologii, recyklingu i wszystkiego co zdrowe, dlaczego więc nie wykorzystać tego „szału” jako machiny napędowej dla kampanii reklamowej nowej linii smartfonów – „Xiaomi Green Leaf”?
Drogie Xiaomi. Ja jako pomysłodawca nazwy dla tej jakże „przełomowej” serii smartfonów nie wezmę dużo za przekazanie praw do jej wykorzystania.
Projekt prawie idealny
Niestety pomysł ten (jak na razie) nie jest pozbawiony wad. Panele słoneczne nie należą do najwydajniejszych wiec taki sposób ładowania byłby bardzo długi. Z drugiej strony w sytuacjach kryzysowych taki źródło prąd może okazać się zbawienne.
Kolejnym problemem na drodze do sukcesu jest nadmierne nagrzewanie się smartfona. Ten z was, kto zostawił telefon na słońcu na dłuższy czas wie o czym mówię. Smartfony, elektronika i baterie wybitnie nie lubią się z wysoką temperaturą, która skutkuje wyłączeniem się urządzenia, szybką degradacją baterii lub jej wybuchem…
Przed inżynierami wciąż jest sporo pracy, ale mam cichą nadzieje, że ktoś kiedyś pomyślnie wykorzysta to rozwiązanie w swoich urządzeniach – jeśli nie smartfony to może Smartwatch-e?
Dajcie znam w komentarzach co sądzicie o takiej koncepcji? Jesteście równie entuzjastycznie nastawieni jak ja czy uważacie, że fotowoltaika nigdy nie będzie miała zastosowania w smartfonach?